Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Gabriela Celeste sesja druga

Noc z 6 na 7 Chardot

- II -

Tak więc kontynuowaliśmy naszą podróż w kierunku odgłosów dochodzących z jak wtedy myśleliśmy obozu Orków. Zapadł zmrok. Alif szedł cicho przodem i robił zwiad starając się nie zwracać niczyjej uwagi. W pewnej chwili natknął się na posterunek strażnika, strażnik na szczęście po spożyciu dużej ilości alkoholu spał i nie zauważył go. Chcąc zobaczyć co znajduje się dalej musieliśmy ominąć tego strażnika. Alif podjął się zadania przeniesienia go na lepszy świat, jednak gdy wyruszył aby to zrobić do pierwszego strażnika dołączył drugi i zaczęli rozmawiać i popijać jakiś trunek. Odczekaliśmy więc trochę czasu a następnie zdecydowaliśmy aby Alifowi w razie kłopotów pomogła Cinnamon. Jednak nie udało im się załatwić sprawy całkiem po cichu i jeden ze strażników podniósł alarm zanim zamilkł na wieczność. Ale bogowie nam sprzyjali i reszta kompanów strażnika pomyślała iż są to śpiewki jakiegoś pijaczyny a nie prawdziwe wołanie o pomoc i zignorowali to.

Tak więc ominęliśmy ten posterunek i wtedy zobaczyliśmy to co wcześniej uważaliśmy za obóz Orków. W zaokrąglonej niecce na końcu fiordu spoczywała mała rybacka wioska, teraz okupowana przez jakiś bandytów, którzy oddawali się właśnie pijackiej rozpuście. Z jednej strony wioska poprzez plaże stykała się z morzem a z reszty stron otoczona była klifem z którego do wioski prowadziło kilka ścieżek. Sama wioska to było kilka marnie wyglądających chatek i kilka ognisk palących się na środku dookoła jakiejś dziwnej konstrukcji. W śród tych ognisk pałętali się bandyci popijając i pośpiewując.

Podczas gdy tak przyglądaliśmy się tej osadzie nagle podniósł się krzyk i wrzawa. Okazało się iż z morza na plaże zaczęły wychodzić jakieś potwory i zabiły jednego z bandytów, reszta rzuciła się natychmiast aby ich pomścić. Wtedy korzystając z zamieszania zaczęliśmy schodzić ścieżką na dół w kierunku osady, po drodze wpadliśmy na jeszcze jednego strażnika ale Alif pozbył się szybko i cicho bez większych problemów. Kiedy inni zajmowali się ciałem i dyskutowali co zrobić dalej, ja zszedłem niżej i skupiając się starałem się wykryć źródła zła. Jednak aura zła dochodząca z środka osady była tak silna, że na chwile straciłem świadomość. Wróciłem do towarzyszy i opowiedziałem im o tym. Korzystając z okazji iż większość bandytów znajdowała się w tej chwili nad morzem chciałem wejść do wioski i zbadać z bliższa źródło tej potężnej emanacji zła i jeżeli byłaby to wcześniej wspomniana statuetka to zniszczyć ją lub ukraść. Jednak reszta drużyny była przeciwna mówiąc iż jest to zbyt niebezpieczne. I tak podczas argumentowania swoich racji straciliśmy naszą szansę bo bandyci zaczęli powoli wracać z plaży.

Wtedy zdecydowaliśmy się obejść osadę i dojść do innego zejścia, tam znaleźliśmy ślady innego punktu strażniczego jednak teraz opuszczonego. Gdy go badaliśmy pojawiło się dwóch strażników wracających z nad morza, jednak zaskoczyliśmy ich i nie zdążyli zareagować a już leżeli na ziemi martwi. Następnie doszliśmy do wniosku, że trzeba bliżej zbadać osadę a w szczególności źródło zła. Tak więc przebrałem się w łachmany jednego ze strażników i powoli jak gdyby nigdy nic zacząłem schodzić w kierunku osady, za mną w cieniu trzymał się Alif, Cinnamon i Guillermo zostali na górze.

Wszedłem pomiędzy chaty, próbując udawać jednego z bandytów i krążyłem po osadzie. Około polowa bandytów leżała już na ziemi upojona alkoholem. Wśród nich zauważyłem ludzi i orków. Ci i ci wyglądali na bardzo wynędzniałych jakby nie jedli od dłuższego czasu. Wśród tych nędzników zauważyłem ogromną siedzącą postać opierającą swoją głowę o równie ogromny topór, był to Ogr. Co on tu robił wśród tej hałastry? zadałem sobie pytanie. Gdy stwierdziłem że nikt zbytnio się mną nie interesuje podszedłem bliżej do ognisk i to co tam zauważyłem wstrząsnęło mną. Na środku wśród śmieci leżał kopiec kilkunastu lub kilkudziesięciu ludzkich głów, pewnie biednych rybaków zamieszkujących niegdyś tą osadę. Na tym kopczyku ustawiony był swego rodzaju pusty tron a za nim było coś co zmroziło moja krew w żyłach. Był to posążek jakiegoś potwora któremu najwyraźniej oddawano tu cześć. Biła od niego czysta nienawiść, jakieś nieopisane zło i skoncentrowana złość. Wtedy poczułem jak zimne macki strachu oplatają mnie i chcą zawładnąć mym umysłem jednak wezwałem na pomoc Coreana i osłonił mnie on przed tym czymś co było tak obce.

Zacząłem się zastanawiać co w tej chwili zrobić, czy spróbować ukraść statuetkę i uciec czy też zabić Ogra i dopiero w zamieszaniu jakie wtedy powstanie zrobić cos ze statuetką. Jednak sytuacja była zbyt poważna aby ryzykować w tej chwili, ktoś mógł coś zauważyć i podnieść alarm i wtedy element zaskoczenia zostałby stracony a taka szansa mogłaby się nie powtórzyć. Krążąc po osadzie dotarłem do plaży gdzie zauważyłem pływające w wodzie zwłoki oprawione tak jak te co znaleźliśmy wcześniej. Jednocześnie poczułem obecność zła, coś kryło się pod powierzchnią wody i czekało na ofiarę. Odszedłem stamtąd i wróciłem na górę do reszty.

Razem uzgodniliśmy iż trzeba podjąć jakieś działania w celu wypełnienia naszej misji i zdecydowaliśmy się na następujące rzeczy. Schodzimy do wioski ja próbuje zniszczyć lub ukraść posążek, Guillermo zajmie się śpiącym Ogre, Alif spróbuje wyciągnąć z wody wykryte przeze mnie zło i zwabi je do osady. Cinnamon miała nas ubezpieczać.

Jednak nie wszystko poszło tak ja zaplanowaliśmy, byliśmy za mało ostrożni i zauważył nas strażnik a Alif trochę za wcześnie wykonał swoje zadanie i bandyci zaczęli się budzić. W tym wypadku szansa na zabicie śpiącego Ogra zmalała więc Guillermo zdecydował się zniszczyć posążek, jednak zapomniałem go ostrzec przed złem, które się w nim kryje i nie był przygotowany na to uderzenie skoncentrowanego zła, które w niego trafiło, nie znalazł oparcia w swojej wierze i porzucając swój miecz uciekł w panice. Wtedy ja wzniosłem swój miecz zebrałem całą moja sił i wezwałem na pomoc Coreana i wkładając w to uderzenie całą moją wiarę rozszczepiłem posążek na dwoje. W tym momencie poczułem wielka ulgę jakby zdjęto mi z ramion jakieś olbrzymie brzemię a zła moc jakby wyparowała z resztek statuetki. Tymczasem Alif wpadł do wioski podnosząc alarm a zaraz zanim ożywione zwłoki z morza. Podniósł się rwetes i bandyci zaczęli się budzić, w tym momencie stały się dwie rzeczy, Cinnamon przyzwała nam na pomoc mgłę co jeszcze zwiększyło zamieszanie a z jednej z chat doszedł do nas potężny ryk jakby Lwa. Od tego momentu nie wiem co się tak naprawdę działo. Z ludzi po zniszczeniu posążka spadł chyba zły urok, orki zaczęły z kimś walczyć, tylko nie wiem z kim, czy pomiędzy sobą, czy też atakują undeady wychodzące z morza. Ponad tym całym zgiełkiem raz za razem unosił się potężny ryk i wtedy przypomniałem sobie opowieści o potworach, które są na wpół człowiekiem na wpół lwem.

Wybiegłem z mgły zobaczyłem Cinnamon i wracającego Guillermo, jednak to co działo się w osadzie było osnute magiczna mgła. Jednak dalej dochodziły stamtąd odgłosy walki. W tym momencie podjąłem decyzje iż muszę uratować niewinnych ludzi, którzy pod urokiem posążka tu zawędrowali. Jednak na mojej drodze stali orkowie, ogr, lwo-człowiek i undeady. Ucieczka z ludźmi nie wchodzi w rachubę są zbyt zmęczeni i zdezorientowani a poza tym i tak by nas dogoniono. Poprawiam więc tarczę, chwytam mocniej za miecz, wymawiam cicho słowa modlitwy i zaczynam schodzi w dół z powrotem do osady.

Tu kończy się druga opowieść Gabriela.
 

Na początek?