Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

opowieść Gabriela Celeste sesja jedenasta

8 Madrot

- V -

Dużo czasu minęło od chwili kiedy miałem czas coś napisać. Najwyraźniej moje życie stało się bardziej intensywne i nie mam teraz za dużo wolnego czasu jak dawniej. Ale bycie na służbie u Emili Derigesha nie może wyglądać inaczej, chociaż jego samego ostatnio nie widuje z powodu jakiejś tajnej wojny to i tak mam ręce pełne roboty. A zapowiada się, że będę miał jej jeszcze więcej.

W ogóle to źle się dzieje ostatnimi czasy w Mithril, ktoś wypowiedział nam wojnę i bezpardonowo atakuje naszych ludzi. My, czyli ci z dolnych szczebli wtajemniczenia nie wiemy prawie nic na ten temat a nasz przeciwnik owiany jest tajemnica i kryje się w cieniu. Tak jak wspomniałem Emili jak i wiele innych osób, w tym Danya, z wyższych sfer znikło i ludzie powiadają że są na jakiejś wyprawie wojennej. W ogóle to wszyscy zachowują się jakoś dziwnie Alif jak suka w rui ładuje się w kłopot za kłopotem wciągając w to na przy okazji. Nie żebym miał coś przeciwko bo go wbrew zdrowemu rozsądkowi lubię. Ale przynajmniej mógłby kogoś zapytać o zdanie, bo kiedyś ktoś po prostu nie będzie w nastroju ratować jego skóry lub nie będzie dla niego tak pobłażliwy i na tym się skończą jego wypady. Cinnamon natomiast jest jakby nieobecna, a jak się pojawia to wydaje się iż właśnie nadszedł jej czas w miesiącu, no ale cóż może takie są elfy i nic mi do tego. Ale jedno mnie dziwi, iż czasami nie jest skora do udzielenia pomocy osobom w potrzebie. Dziwi mnie to bardzo ze względu na jej oddanie Madriel. Zastanawiam się czy nie minęła się czasami z powołaniem. Trochę też ostatnio zawiódł mnie Guillermo, gdyż myślałem iż mogę na nim polegać a tu takie kwiatki jak pakowanie się w kłopoty w stylu Alifa, a także jakby na pewną zakrojoną skalę egoizm. A o Tadhgu nie jestem w stanie nic a nic powiedzieć i to też mnie martwi, ale przynajmniej nie sprawia kłopotów i można na niego liczyć.

Może to wszystko moja wina, może to mój wpływ, że zachowują się tak a nie inaczej. Przyznaje się iż zachowywałem się ostatnio jak szczeniak. To pewnie powiew wolności tak na mnie zadziałał, koniec z rygorystycznym treningiem, koniec z obowiązkami, wreszcie mogłem robić to co chciałem. No cóż ale na mojej pozycji chyba nie można sobie na to pozwolić, wszyscy patrzą się na mnie szukając wzoru do naśladowania. Czas chyba dorosnąć, wziąć się w garść, czas zachowywać się z godnością odpowiednią do mojej pozycji, czas abym zaczął spełniać oczekiwania innych a nie swoje własne. A poza tym czas aby inni nabrali do mnie więcej szacunku i respektu. Cholera nawet głupi barman w tawernie zachowywał się lekceważąco w stosunku do mnie. Tak dłużej być nie może, muszę wziąć wszystkich za fraki potrząsnąć nimi mocno i zaprowadzić tu porządek. Musimy nauczyć się działać jak zespół bo inaczej sobie nie poradzimy i jak nie chcą po dobroci to będę musiał użyć siły i im pozostawiam wybór. A na siebie nakładam obowiązek zrobienia z tej zgrai indywidualistów porządnej drużyny, w której każdy na każdego może liczyć i w której nikt nie kłóci się przy podejmowaniu nawet najbłahszej decyzji. Nie będzie już żadnych akcji w pojedynkę, jak ktoś chce coś zrobić to robimy to razem lub nikt z nas tego nie robi i basta.

Tu kończy się piąta opowieść Gabriela.
 

Na początek?