Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Tadhga sesja osiemnasta

Gráinne Ní Dhraodoir
Academy Drive 45
Hollowfaust

6. Hedrot, gdzieś w Banewarrens pod Mithril

Hejka Siostrzyczko!

Mam nadzieję, że ten list zastaje Cię w doskonałym zdrowiu, niezgorszym humorku oraz że Cię w ogóle zastaje - jest bowiem spore prawdopodobieństwo, że nie będę miał szansy tego listu wysłać. Zatem jeżeli go czytasz, znów mieliśmy w Mithril więcej szczęścia niż rozumu. Jeżeli już mowa o sztuce korespondencji, to sama od czasu do czasu też coś napisz - brak wieści od Ciebie zaczyna mnie martwić. Ostatnio spełniłem synowski obowiązek pisząc do Mamy, więc nie powinna Ci przy następnym spotkaniu specjalnie suszyć głowy, ale jeżeli już będzie poruszać sprawę mojego listu, na wszelki wypadek mów, że to samo pisałem do Ciebie. Ze szczególnym uwzględnieniem faktu, że wszystko u mnie jest w najlepszym porządku. Bo jest. Albo przynajmniej do całkiem niedawna było.

W tej chwili jesteśmy w Banewarrens, miejscu z jednej strony nietypowym dla Palatynatu, bo pełnym nagromadzonych przez jakiegoś szaleńca przeklętych przedmiotów magicznych i odwiedzanym przez masę nieprzyjemnych istot pragnących te 'skarby' sobie przywłaszczyć. Z drugiej strony jest to miejsce dla Mithril tylko zbyt charakterystyczne - w królestwie dobra gdzieś przecież musi się podziać całe zło, jako że nic w przyrodzie nie ginie i równowaga, wbrew uporczywym wysiłkom ideologicznie zorientowanych ludzi, będzie sama się utrzymywać. Zresztą, dość o odwiecznym konflikcie dobra ze złem - czas na plotki.

Na towarzyskiej niwie zmiany - Alif, miejscowy złodziejaszek cieszący się nie wiedzieć czemu łaską miejscowej władzy, dwa dni temu zszedł z tego świata. Nie mogę powiedzieć, że się z tego faktu cieszę, ale też nie zmartwił mnie jego zgon nadmiernie. Obecność Alifa w najlepszym wypadku przynosiła naszej grupie tyle samo korzyści, co szkód. Teoretycznie o zmarłych nie powinno się mówić źle, więc może nie napiszę jak nieodpowiedzialny i nielojalny nasz eks-kompan był za życia. Z dobrych rzeczy: hmmm... był... przedsiębiorczy?! Inna sprawa, że zginał pomagając nam wydatnie, nawet jeżeli winą za swoją śmierć mógłby obarczać właściwie tylko własną brawurę i lekkomyślność. Niech mu Enkili sprzyja w zaświatach.

Uszczupleni o Alifa wyruszyliśmy znów w podziemia. Dla wyrównania szans przyłączono do nas jakiegoś oficjela z Shadow Guild, Nestera - wygląda i zachowuje się jak bard, więc pewnie nawet jest bardem. Miłe jest to, że ma przy sobie trochę przydatnych magicznych przedmiotów. Co do charakteru na razie trudno coś powiedzieć, więc zostawię sobie ocenę jego osoby na następny raz.

Jeżeli już mowa o magicznych przedmiotach, to nareszcie udało mi się dokonać satysfakcjonujących zakupów w mieście. Zdecydowanie bezpieczniej czuję się z trzema różdżkami za pasem - Nemorga świadkiem, że głównie dzięki dwóm z nich nie dołączyliśmy do Alifa w zwiedzaniu świata zmarłych. Lamia, minotaur, eteryczny troll - to tylko niektóre z atrakcji Banewarrens. Zdecydowanie nie jest to miejsce, które wybrałbym na wakacyjny odpoczynek. W końcu to nie to samo, co wieczne odpoczywanie. Z bonusem w postaci zbeszczeszczenia zwłok.

Nie wygadaj Matuli, że takie rzeczy się tutaj wyrabiają. Niech się staruszka nie martwi, bo przecież, jeżeli ten list czytasz, nie ma się już czym martwić.

Pozdrawiam Cię serdecznie i mocno całuję,

PS. Napisz, napisz, napisz!!!

 

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

6. Hedrot, Banewarrens

Witaj Q'Innieczku!

Po raz pierwszy piszę do Ciebie list, nie mając do końca pewności czy w ogóle kiedykolwiek zostanie wysłany. Wpakowaliśmy się tym razem w głębsze, w przenośni i dosłownie, kłopoty niż kiedykolwiek - Banewarrens, wspomniane w nagłówku, mroczne podziemia gdzieś pod Mithril, to miejsce nieprzyjemne, niebezpieczne i, choć brzmi to jak coś, co mógłby powiedzieć paladyn, przesiąknięte złem. Chwilowo zło oddaje się lenistwu i nie dzieje się nic groźnego, więc mogę spokojnie kreślić te słowa, ale już niejeden raz doświadczyliśmy na własnej skórze, że spokój i bezpieczeństwo to chyba najmniej stabilne wartości we wszechświecie.

Co najśmieszniejsze, miejsce to stworzono z chęci czynienia dobra - pozbierano mnóstwo przeklętych artefaktów i zapieczętowano w niedostępnej lokalizacji pod miastem. Chwila trzeźwej myśli po stronie twórców Banewarrens powinna im uzmysłowić, że niedostępne lokalizacje mają to do siebie, że aż nazbyt łatwo się jest do nich dostać - w końcu gdyby rzeczywiście były tak niedostępne jak im się wydawało, nie byliby w stanie sami się w nich nigdy znaleźć!

To, że my się teraz w Banewarrens znajdujemy, też wiele mówi. Nieprzebyte mury zostały skruszone, nienaruszalne bariery magiczne przełamane, a u nas jak zwykle zdrowy rozsądek zastąpiła jego chronicznie chora kuzynka, brawura. Guillermo jest zwolennikiem ostrej akcji, Cinnamon wierzy w opatrzność w wykonaniu Madriel, Gabriel chce i potrafi się popisać. Tylko jakie ja mam wytłumaczenie?! Poczucie obowiązku? - Nie sądzę. Chęć wypróbowania kilku nowych różdżek? - Też wątpliwe, w końcu można je wypróbować na placu musztry Miasta Świątynnego. Nawet chęć zwrócenia na siebie uwagi paladyna nie do końca mój brak rozsądku tłumaczy. Spójrzmy prawdzie w oczy: głupia, klasyczna brawura. Zaczynam się o siebie bać.

Na zgubne skutki brawury generalnie nie trzeba długo czekać. Stajemy naprzeciw coraz silniejszych przeciwników, teraz nie wystarcza jakiś tam Black Guard czy grupa undeadów. Kombo lamia-minotaur stanowi przecież większe, bardziej ambitne wyzwanie. Do tego grupka łuczników i troll w eteralu na dokładkę. (A propos tego trolla, to zrobiłem chyba niezłe wrażenie na kompanach, najpierw wywalając w nich wszystkich czarem, a potem przysmażając jedynie trolla - Ethereal Bolt, spróbuj kiedyś na jakichś niematerialnych undeadach. Czysta rozkosz!) A to dopiero początek, nawet nie obejrzeliśmy prawdziwych przeciwników, którzy do samego serca Banewarrens już dostali się rzucając Wisha...

Spotkaliśmy przed chwilą w podziemiach następnego paladyna, tym razem specjalizującego się w pobieraniu podatków. Informacja niby jak każda inna, ale wykluwa się we mnie powoli podejrzenie, że może Mithril już tak na mnie wpłynęło, że naprawdę powinienem zacząć się leczyć. Mów co chcesz, ale Tadhgowi którego znałeś raczej z rzadka, jeżeli kiedykolwiek, zdarzało się robić to samo, co paladynom - z mnóstwa różnych powodów, z których ta część, która była legalna, niszczyła wątrobę i pewnie kilka innych narządów wewnętrznych przy okazji. Pocieszam się jeszcze, że może to paladyni zmienili się w międzyczasie, ale to licha i niepewna pociecha. Wystarczy przypomnieć sobie popularne u nas w Hollowfaust powiedzenie, że tylko gellatinous cube i paladyn nie zmienia zdania.

Q'Inniú, ratuj! Twój przyjaciel się stacza!

Pozdrawiając Cię serdecznie w trakcie staczania się (wciąż jeszcze jako czarodziej, nie paladyn),

 

6. Hedrot, Palatynat Mithril

Raport No. 34#8938#458TMD

Adept Tadhg Mhic Draodoir do mistrza Gilligana, NecD, M.Th.

Dziś krótko i węzłowato. Problem Banewarrens wydaje się sięgać szerzej i głębiej niż się początkowo wydawało. Chociaż w poprzednim raporcie obiecywałem obszerniejsze informacje, jestem zmuszony milczeć, dopóki całości sprawy nie rozwiążemy. Może to zabrać jeszcze trochę czasu.

Zadziwiające jest, jak dużo niebezpieczeństw czyha na Mithril. Jego przywódców praktycznie ciągle nie ma w mieście, wydają się bezustannie zajęci roztaczaniem opieki nad miastem z daleka, podczas gdy na niższych rangą oficjeli spada obowiązek rozwiązywania bieżących problemów. Licznych bieżących problemów, jeżeli chodzi o doprecyzowanie tego stwierdzenia.

Współpraca z Shadow Guild przybrała inny wymiar od czasu, gdy dołączył się do nas ich przedstawiciel, Nester. Nie jestem do końca pewny jego pozycji w organizacji, ale nie jest czarodziejem, w każdym razie nie w klasycznym rozumieniu tego słowa - jego magia jest wrodzona i wynika chyba z jego głębokiego zrozumienia tworzywa, jakie stanowi sam język, jego struktura, ukryte w nim rytmy, równowaga między harmonią a dysonansem. Niezbyt klasycznie dla bardów, z muzyką Nester nie ma chyba zbyt dużo wspólnego. Wydaje się, że w ostatecznym (dobór słów wolny od sarkazmu) rozrachunku zamieniliśmy Alifa na bardziej interesującego towarzysza.

Moje studia magiczne dość żwawo, zważywszy na okoliczności, posuwają się do przodu - konsekwentnie zbliża się dzień, kiedy będę mógł rozpoczynać moje raporty od tytułu 'nekromanta'.

Pozdrawiam,

 

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

11. Hedrot, Banewarrens

Bardzo żałosne, niepocieszone cześć.

Czemu tak smutno? - Nie jest dobrze. Straciłem Mustellusa. Jego śmierć została co prawda natychmiast pomszczona, ale tak czy siak wstrząs po stracie mojego towarzysza będzie mnie prześladował jeszcze przez długi czas. Otoczenie straciło na wyrazistości - barwy przyblakły, dźwięki już nie brzmią tak, jak jeszcze kilka godzin temu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż więź, którą dzieliłem z tym małym stworzeniem, choć na co dzień niezauważalna, stała się tak istotną częścią mojego świata. Znasz to odczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że dokonało się coś nieodwracalnego? Że już straciłeś coś bezpowrotnie i nigdy już nie będzie tak jak było? Dokładnie taki jest teraz stan mego ducha, ale natężenie uczucia niepowetowanej straty jest wręcz obezwładniające.

Inna sprawa, że powinieneś był zobaczyć, jak z zimną furią, leżąc na ziemi, rozdrapywany pazurami ogromnego trolla wyładowuję w niego cały grad zaklęć. Koncentracja - czar. Atak potwora - ból, ale fizyczny, ledwo odczuwalny w porównaniu z tym bólem gdzieś w środku. Odruchowa koncentracja - po czym następny czar. Jeszcze więcej bólu. Dusząca mnie, ale i uskrzydlająca nienawiść - kilka gestów - kilka słów - furia przeobrażona w eksplozję unicestwiającej magii. Koniec. Nigdy dotychczas nie odczuwałem takiej żądzy mordu i nigdy tak skutecznie nie używałem czarów ofensywnych. Jedna śmierć to zbyt mała cena, miałem ochotę zabić go sto razy.

Pięć tysięcy złociszy to niemała suma, ale przy pierwszej nadarzającej się okazji przywrócę Mustellusa do życia. Mam tylko nadzieję, że klerycy nie wyśmieją mnie, kiedy zwrócę się do nich z taką prośbą. To chyba przyzwoici ludzie, powinni zrozumieć, że życie jest taką samą wartością dla zwierząt, co dla ludzi. Wraz moją łasicą umarła przecież część mnie samego. Jeżeli reakcja Gabriela miałaby tu być wyznacznikiem poglądów Coreana na sprawę wskrzeszania zwierząt, nie powinno być większych problemów niż nazbieranie gotówki.

Słów parę o zabójcy Mustellusa, przechodzącym swobodnie w eteral trollu z Banewarrens. Bestia duża, silna, inteligentna, rozmowna, podstępna, złośliwa i wyrachowana. Co bardziej sarkastyczni powiedzieliby, że za wyjątkiem rozmiarów i siły wykapany Tadhg Mhic Draodoir. Troll jednak dodatkowo był w stanie jednym uderzeniem sparaliżować najbardziej wytrzymałego paladyna, potrafił, nawet bez Ethereal Jaunt'a, ukryć się w prostym korytarzu tak, że dopiero w chwili ataku zaczynało się być boleśnie świadomym jego obecności. Na tym nie koniec. Potwór miał co najmniej dwie inne umiejętności duplikujące działanie czarów - widzenie na odległość i mówienie z innego miejsca niż to, w którym się znajdował. Spotkaliśmy go kilka razy i za każdym razem zdawał się być większy oraz silniejszy niż poprzednio. Tak jak w wypadku zwyczajnych trolli, regenerował się w zastraszającym tempie i tylko ogień potrafił zadać mu nieleczące się rany. Całkiem przydatną okazała się w walce z nim umiejętność wplatania w zaklęcia energii żywiołów - zwłaszcza Flame Bolt z dodatkową porcją ognia sprawdzał się w jego przypadku, jak sobie pewnie łatwo wyobrazić, znakomicie.

Z krótkiej rozmowy z nim wynikało, że miał także inne umiejętności - takie na przykład jak zdobywanie wiedzy innych istot przez pożeranie ich mózgów. W sumie miło, że to on opróżniał z zawartości czaszki trupów - gdyby oprócz wszystkich naszych problemów miało dojść jeszcze do spotkania z illithidami, nasza przyszłość rysowałaby się wyjątkowo niewyraźnie. Niech sobie optymiści twierdzą, że przygody poszerzają horyzonty - przygody z udziałem mindflayer'ów mają raczej tendencję do działania odmóżdżającego. Permanentnie. Bycie półgłówkiem podobno ich nie zniechęca, o czym będę musiał przypomnieć moim towarzyszom - ostrożności i zapobiegliwości nigdy za wiele.

Jeżeli już o zapobiegliwości mowa, to wczoraj odbyła się rozmowa unaoczniająca próżność moich wysiłków w tym zakresie. Udaliśmy się do jednego z głównych domów kupieckich w Mithril z tajną misją, mającą na celu wypożyczenie pewnego magicznego przedmiotu. Niekoniecznie najmocniej magicznego, natomiast bardzo, ale to bardzo nam potrzebnego. Bez podawania zbędnych szczegółów, rysowała się przed nami następująca alternatywa: albo zdobędziemy ten przedmiot, albo trzeba będzie się rozejrzeć za Ring of Three Wishes. Tyle w kwestii wagi całego przedsięwzięcia. Ustaliliśmy wstępnie, że poprosimy w imieniu miasta Mithril o wypożyczenie przedmiotu na jakiś czas, obiecując w zamian, gdyby już do tego doszło, jakieś mgliste korzyści natury celnej, co jak wiadomo każdego kupca doprowadza do natychmiastowego przypływu przyjacielskich uczuć, chęci współpracy oraz ogólnie pojętej dobrej woli. No dobrze - jak powiedzieliśmy, tak... powiedzieliśmy. Bo zrobiliśmy, naturalnie, zgoła co innego.

Zaczęło się całkiem przyjemnie, przed oblicze pani domu dostaliśmy się po zaledwie dziesięciu minutach lepiącej się od równie przesadnych, co nieszczerych komplementów rozmowy z majordomusem. Żona kupca była prawie tak samo słodka jak jej sługa. Mało tego, z racji niskiego wzrostu i pucułowatej twarzy przypominała okrąglutki, nadziewany konfiturą różaną pączuszek. Ach, jaka jest zaszczycona. Ach, koniecznie musimy pojawić się na ich przyjęciu. Ach, oczywiście, jeżeli tylko może nam czymś służyć, zrobi to z rozkoszą. Ach, ten magiczny przedmiot? - Nie ma sprawy!

Wydawałoby się, że sprawy raźnym krokiem zmierzają ku najlepszemu? Żle by się wydawało, Q'Inniú, całkiem nietrafnie. Rzekłbym, Magic Missilem w płot.

Dyplomatyczną rozmowę rozpoczął nasz nowy kompan, bard. Już po dwóch elokwentnie chybionych zdaniach wystąpiły mi na górnej wardze krople zimnego potu. Nester wyjaśnił bowiem gospodyni w nie pozostawiających miejsca na jakąkolwiek wątpliwość słowach, że to, o co prosimy, nie jest jakimś tam sobie przedmiotem magicznym. To unikat na skalę światową, artefakt nieopisanej mocy, rzecz bezcenna i absolutnie niezastąpiona. Aha, czy wspominał już, że stanowiłaby główną ozdobę każdej kolekcji rzeczy bezcennych? Bo stanowiłaby, bezsprzecznie.

Nie udławiłem się tylko dlatego, że jeszcze nie podano nic oprócz ciasteczek, a w sztucznych słodyczach nie gustuję. Cinnamon wyglądała, jakby miała ją tknąć apopleksja, Oshir kopał barda pod stołem tak silnie, że pobrzękiwała porcelana i kryształy. Guillermo z niedowierzaniem wlepiał w Nestera wzrok, a jego oczy mówiły coś w stylu: 'Opuścili Cię wszyscy bogowie, koleś?'. Tylko Gabriel zachowywał spokój, co zdawało się dobrze wróżyć dalszemu ciągowi rozmowy.

Zwróciłeś, mam nadzieję, uwagę na 'zdawało się'? Zwróciłeś. No cóż, ja w trakcie wizyty nie zwróciłem, choć już chwilę później z trudem opanowałem odruch wymiotny, kiedy nasz cenny paladyn bez mrugnięcia okiem zgodził się na zupełnie nieprzyzwoitą cenę, którą po przemowie Nestera różowiutko pucułowata lady Navanna zaproponowała za wypożyczenie rodzinnej pamiątki. Tysiąc pięćset złociszy za tygodniowe wypożyczenie, dziesięć razy tyle w przypadku zniszczenia bibelotu. Gabriel wielkopańsko poręczył honorem paladyna Coreana oraz podpisem wyżej wymienionego. Paladyna, oczywiście, nie samego Coreana. Pewnych numerów nawet nasz Gabryś nie jest w stanie wykręcić.

Tyle, jeżeli chodzi o zapobiegliwość, planowanie i skoordynowane akcje. Szkoda słów.

Wybacz mętność niektórych opisów, ale do czasu rozwiązania sprawy nienajlepszym pomysłem byłoby szafowanie nazwami i nazwiskami. Listy zbyt łatwo jest przechwycić, co może zresztą dzieje się już od pewnego czasu, wnioskując z braku odpowiedzi z Twojej strony. Niech więc na razie wystarczy Ci informacja, że mamy to, co jest nam potrzebne do kontynuowania zabawy w Banewarrens.

Nawet jeżeli nie wszystkim jest ostatnio specjalnie do śmiechu.

Pozdrawiam Cię serdecznie,

Z notatnika Tadhga:

krótko o pewnej przyjaźni

z prostego świata łowów, snu
w ten sam, lecz już zawiły świat

z bycia w odwiecznym dziś i tu
w zamęt konkretnych miejsc i dat

z opowiadanych ciszą dni
w nagły harmider myśli, słów

z miejsc, w których licho smacznie śpi
w zasięg złych szponów, wrogich kłów

z ostrych podziałów 'swój' i 'wróg'
w niejasny wir człowieczych praw

z życia, gdzie chroni chyżość nóg
w śmierć w imię głupich, ludzkich spraw

 

Tu kończy się siódma seria listów Tadhga.
 

Na początek?