strona kampanii
d20 Modern
Marcina Turkota
dziekuję
Paulowi Klee
za inspirację
<o< kampanie >o< wstęp >o< świat >o< bohaterowie >o< opowieści >o>

Voodoo Blues

o> prolog

o> Pizza Blues

o> Trucizny...

o> część I

o> część II

Opowieść Trixie

Nyadinu

Historia Johna

Glina...

Opowieść loa

VOODOO BLUES

Trucizny...

I

- "Kahoona Pizza", słucham?
- Witam. Śniadanie dla trojga. - powiedział Beauvoir nieco zaspanym głosem.
- Jedna wyjebista voodoo, jedna wyjebista jajcara...- zaczął głos w słuchawce.
- ...i jedna norma, margarita. - dokończył houngan.
- Dziękuję za zamówienie. Do usłyszenia.
- Dziękuję również.

W pukaniu było mniej strachu i szacunku niż zwykle. Beauvoir wyjął broń. Uchylił drzwi.

- Nowy dostawca? - powiedział, widząc mężczyznę w szortach i hawajskiej koszuli, trzymającego zamówione pizze.
- Pozwoliliśmy sobie odebrać śniadanie dla pana. - powiedział głos kogoś, kogo Beauvoir nie widział.

Odchylił skrzydło drzwi szerzej i zobaczył jeszcze dwóch mężczyzn. Jeden był podobny do "dostawcy", z tą różnicą, że w prawej ręce trzymał czarny neseser, zaś w lewej smycz, kończącą się pitbullem. Głos zaś należał do wysokiego mężczyzny w doskonale skrojonym, czarnym garniturze. Oczy osłaniały mu błękitne okulary bez oprawek.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy panu o tak wczesnej porze? - zapytał retorycznie mężczyzna.
- Hmmm, proszę wejść. - mruknął Beauvoir.
- Mark, weź neseser, a ty Chuck zostań tutaj. - zakomenderował mężczyzna i wszedł do magazynu.
- John! Mamy śniadanie! I gości! - zakrzyknął houngan.

Usiedli na sofach, naprzeciw siebie. Beauvoir jak zwykle poprosił, by nie siadać na Cioci. Mężczyzna zdziwił się, nie widząc nikogo na sofie, ale spełnił polecenie. Chuck zaczął rozglądać się po wnętrzu. W połowie schodów spotkał rozsiadającego się krasnoluda. Zawrócił. Zachowanie Chucka nie uszło uwadze Beauvoira, co z kolei nie uszło uwadze mężczyzny. Szybkim gestem przywołał go do siebie.

- Nie przedstawiłem się...- zaczął mężczyzna. - ...nazywam się Nygma, Edward Nygma.
- Beauvoir, houngan voodoo, a to mój przyjaciel, John Doe. - odparł Beauvoir. - Czemu, oprócz śniadania zawdzięczamy pańską wizytę?

Nygma uścisnął dłoń houngana. Zdjął okulary, odsłaniając wściekle zielone oczy. Uśmiechnął się.

- Jestem właścicielem firmy E/Beverages. Moja firma produkuje napoje energetyzujące, na przykład E! lub E?!. Może panowie słyszeli?

Beauvoir obejrzał się na Johna. Ten wzruszył ramionami i zmarszczył usta.

- Przykro mi, nie słyszeliśmy. - powiedział.
- Cóż. - uśmiechnął się Nygma. - To niewielka firma i właściwie rozpoczynamy dopiero swoją działalność na rynku. A tu taki pech. Spotyka akurat nas.
- Pan wybaczy, ale nie rozumiem. - odparł Beauvoir.

John zszedł ze schodów, wziął swoją pizzę, margaritę, wrócił na miejsce i zaczął jeść, w charakterystyczny dla siebie, mało wyszukany sposób.

- Otóż z wymienionych wcześniej powodów, hmm, finansowych...- Nygma lekko się skrzywił. - ...zmuszeni byliśmy wynająć jeden z tutejszych magazynów, nr 38...
- Nadal nie wiem, jaki to ma związek z nami. - powiedział Beauvoir.
- Chciałem poprosić panów o pomoc. Mianowicie zeszłej nocy miał miejsce w naszym magazynie niezwykle nieprzyjemny incydent. Ktoś z niewiadomych przyczyn zamordował strażników, pilnujących towaru. Nad ranem znaleziono ich zwłoki, straszliwie rozszarpane. Zastanawiający jest fakt, że nic nie zginęło, a zostało jedynie zniszczone, co oczywiście naraziło nas na straty, na które nie możemy sobie pozwolić. I tu chciałem zwrócić się do panów z pytaniem, czy wiedzą panowie coś na ten temat? Może panowie coś słyszeli, wystrzały na ten przykład? Hałasy?

Beauvoir ponownie spojrzał na Johna. Ten ponownie i równie wymownie wzruszył ramionami.

- Cóż....- zaczął Beauvoir. -...z największą chęcią pomoglibyśmy panu, jesteśmy też niezwykle zaskoczeni tą zbrodnią...
- Tak, nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. - przerwał mu krasnolud. Zaczynał jeść drugą pizzę.
- ...otóż właśnie. Niewielu ludzi się tu kręci. Jak wspomniałem, chętnie panu pomożemy, jednakże tak się złożyło, że nie byliśmy obecni w domu tej nocy. Rzadko jesteśmy w domu w nocy. Taka jest specyfika naszej pracy. A, z tego co wiem, nikt więcej tu nie mieszka. Bardzo nam przykro. Jedyne, co możemy zaoferować, to baczniejszą uwagę na pański magazyn.
- Cóż. - powiedział Nygma podnosząc się z sofy. - Przepraszam zatem za to wczesne najście. Jednakże, na wszelki wypadek zostawię swoją wizytówkę. Wiecie panowie, gdyby ktoś się kręcił przy magazynie, proszę zadzwonić. Ach i proszę nie mówić policji, że z panami rozmawiałem...

Nygma podał hounganowi wizytówkę z inicjałem E. Nygma i numerami telefonów.

- A w dowód mojej wdzięczności i dobrej woli chciałbym panom cos podarować. Mark, proszę.

Mark wyszedł z magazynu i po chwili wrócił ze skrzynką napojów. Beauvoir uśmiechnął się.

- Dziękujemy, choć to nie jest konieczne...
- Ależ to żaden problem. - powiedział Nygma. - Bardzo miło było mi panów poznać. Do widzenia.
- Do widzenia. - powiedział Beauvoir.
- Oby nigdy więcej. - mruknął John żując skórkę zimnej pizzy.

II

Beauvoir zajął swoje zwyczajowe miejsce i zaczął skubać brodę. Po chwili z góry zeszła Trixie. John siedział na sofie i przyglądał się skrzynce.

- No to mamy problem. - oznajmił houngan. - Jeśli dowiedzą się o Trixie...
- Poczekaj! - krzyknął nagle John, po czym wskazał skrzynkę. Zbliżył się do niej i zaczął sprawdzać zawartość butelek. Z jedną było coś nie tak. Krasnolud uniósł ją nad głowę, gdy nagle butelka zniknęła.
- O szlag... - zaklął John. - Co to u jasnej cholery było? Jeśli podsłuch?
- Myślisz, że jakiś fetysz, dzięki któremu nas słyszeli?
- Nie wiem. - odparł krasnolud. - Nie podobał mi się ten Nygma.

Wziął skrzynkę i wyszedł z nią do toalet. Po chwili wrócił, uśmiechając się.

- No i wypite. - stwierdził, stawiając w kącie skrzynkę, pełną pustych butelek.
- A jaki miało smak? - zapytał Beauvoir.
- Malinowy. - odparł John. - Zresztą, cholera wie, może to było zatrute...

<o< początek Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie całości bądź części tekstów bez zgody autorów zabronione.
opowieści >o>