strona kampanii
d20 Modern
Marcina Turkota
dziekuję
Paulowi Klee
za inspirację
<o< kampanie >o< wstęp >o< świat >o< bohaterowie >o< opowieści >o>

Opowieść loa

o> sesja I

o> sesja II

o> sesja III

o> sesja IV

o> sesja V

o> sesja VI

o> sesja VII

o> sesja VIII

o> sesja IX

o> sesja X

o> sesja XI

o> sesja XII

o> sesja XIII

o> sesja XIV

o> sesja XV

Voodoo Blues

Opowieść Trixie

Nyadinu

Historia Johna

Glina...

OPOWIEŚĆ LOA

Sesja piętnasta

1 radości

Trixie, gdy jako tako doszła do siebie, zabezpieczyła okna okiennicami.

Protagoniści porozmawiali z Billiem Abbotem na temat jego przyszłych planów - Crane i Trixie proponowali mu powrót do miejsca, które mógłby nazwać domem. Indianin sugerował odczekanie jeszcze kilku dni, nim Sandy dojdzie do siebie. Billie pił na umór. Do tej pory zginęli: jego brat, syn (zamieniony w potwora) i dwaj bratankowie, a córka cudem uniknęła śmierci. Miał powody do rozmyślań.

o>

Około jedenastej... Z raportu policjanta, czytanego przez ramię:

Około dwudziestej trzeciej piętnaście dnia (skreślone) nocy 1 piękna świadkowie usłyszeli odgłos tłuczonej szyby, dobiegający z jednego z pokojów na pierwszym piętrze (prawdopodobnie w okolicy rogu budynku przy skrzyżowaniu ulic Boatman's z Charlestone). Osoby w pokojach powyżej i poniżej słyszały głuche odgłosy uderzeń, tupot i skrzypienie łóżek. Potem kilka strzałów (świadkowie są co do tego niezgodni - podają liczbę między 10 a 20). Krzyki (kobiece i męskie) w rodzaju: "Poddaj się!", "Rzuć to!", "Rzuć broń i ręce do góry, skurwysynu!".

Jakaś postać, opancerzona, z ciśnieniową butlą na plecach wpadł do pomieszczenia, w którym spały gnomy. Gdy Doe tam dobiegł (obudzony nocnym hałasem wybiegł ze swojego pokoju), dostrzegł, że owa postać trzyma jakiś kokon. Wyrzuciła go przez rozbite okno i wtedy dostrzegła krasnoluda, który rozmasowywał sobie skroń po otrzymaniu bardzo silnego uderzenia, ale nie dostrzegł innego przeciwnika. Indianin również rzucił się w kierunku hałasu. Mimo półmroku zaatakowali postać. Tamten wystrzelił z shotguna do Indianina, ale nie trafił. Podem doszło do walki wręcz, tamten wyciągnął młot i zniszczył Doe'owi kamizelkę kuloodporną. Przez drzwi wpadła natomiast drobna kobieta, ze szkarłatnym czubem, ubrana w punkowe ciuchy i uzbrojona w dwa wakizashi. Padła po jednym strzale Trixie (która po założeniu gogli noktowizyjnych nie omieszkała jej dobić).

Jeden ze świadków dostrzegł mężczyznę w białym podkoszulku i bokserkach (prawd. czarny), biegnącego przez środek skrzyżowania od motelu do przeciwległej kamienicy (z niej również słyszano odgłosy wystrzałów).

To Crane biegł do budynku, skąd gumowymi kulami strzelał snajper do kazdego, kto wszedł na galeryjkę lub mignął w drzwiach.

Mniej więcej o godzinie 23.20 eksplodował silny ładunek wybuchowy, wysadzając galerię przed wejściem do pokoju 112 wraz z dużym kawałkiem sąsiednich ścian na parterze, pierwszym i drugim piętrze.

Crane dotarł do mieszkania, z którego, jak mniemał, strzelano. Osoba w środku wpuściła go. Był to czarnowłosy gnom z hiszpańską bródką i wąsikami, w lekkiej kamizelce kuloodpornej, z pałaszem przy boku. Powiedział Crane'owi, że jeżeli się nie poddadzą to wysadzi ich pokój. Crane strzelił do niego, trafił w kamizelkę, a gnom nacisnął przycisk. Odgłos eksplozji targnął powietrzem.

Z okna okoju 112 (prawdopodobnie) zaczął wydobywać się stosunkowo rzadki, jasny dym. Niezydentyfikowana postać wyskoczyła przez to okno na galeryjkę i zaczęła po niej biec, ale wybiegły za nią dwie inne i ją powaliły. Następnie niższa postać skuła leżącego kajdankami i zaciągnęła do sąsiedniego pokoju (113).

Walka była skończona. Wygrali. Bez strat własnych unieszkodliwili trzy osoby. Obszukali je i ograbili. Uwolnili gnomów, pokrytych zastygłym, kleistym plastikiem.

Nagle świadkowie usłyszeli szept - nie mogli zlokalizować jego źródła, ale był bardzo wyraźny, jakby ktoś mówił im do ucha. "Oddajcie gnomów. Inaczej was zabiję" i - chwilę potem - "Milczenie biorę za nie. Przygotujcie się na śmierć". Następnie na dachu motelu pojawił się pająkowaty kształt wielkości człowieka i przeszedł po ścianie do okna pokoju 113 po stronie Boatman's St. Następnie wyszedł stamtąd niosąc dwie małe postacie wielkości dzieci i uciekł po dachach.

Czterołapy, humanoidalny pająk w chitynowym pancerzu wlazł przez okno do pokoju, w którym Indianin pochylał się nad gnomami, starając się ich ocucić. Pajęcze nogi wyrastały z jego torsu. Dotknął ręką Indianina, który padł jak rażony gromem.

Świadkowie widzieli również czarne, duże auto, które wtedy mniej więcej wtedy wyjechało zza kamienicy, z której padały strzały.

Pokoje 112 i 113, w których toczyła się walka, wynajął Michael Crane, tutejszy rezydent.

<o< początek Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie całości bądź części tekstów bez zgody autorów zabronione.
opowieści >o>