strona kampanii d20 Modern Marcina Turkota |
dziekuję Paulowi Klee za inspirację |
|||
<o< kampanie >o< wstęp >o< świat >o< bohaterowie >o< opowieści >o> | ||||
Opowieść loao> sesja Io> sesja IIo> sesja IIIo> sesja IVo> sesja Vo> sesja VIo> sesja VIIo> sesja VIIIo> sesja IXo> sesja Xo> sesja XIo> sesja XIIo> sesja XIIIo> sesja XIVo> sesja XVVoodoo BluesOpowieść TrixieNyadinuHistoria JohnaGlina... |
OPOWIEŚĆ LOASesja trzecia20 pięknaTrixie, wiedziona przez duchy Nowego H'Orrleanu, wyrusza rankiem na kolejną wyprawę w miejskie wąwozy wypełnione strumieniem tłumu. A przed drzwiami magazynu czekają kolejni goście. Goście, którzy później staną się kolejnymi protagonistami naszej opowieści. Obwieszony złotem Indianin w czerwonej motocyklowej kurtce z białymi malunkami oraz czarnopióry, głośny, jednooki gawron. Beauvoir wita ich dość serdecznie - są znajomymi jego znajomego. Kolejna wizyta - dosłownie kwadrans po przybyciu Indianina - nie jest kurtuazyjna, raczej oficjalna, niespodziewana i przyprawiająca o ciarki. Inspektor Jacob Pilgrim z Policji Jej Królewskiej Mości stawia trudne pytania, domaga się odpowiedzi i bynajmniej nie jest uprzejmy. Beauvoir i Doe od tej chwili będą marzyć o jego śmierci. A Pilgrim o uprzykrzaniu im życia. Wieczorem, około ósmej John zabrał Indianina do "FreaKantine" - swojego miejsca pracy. Knajpa ta, prowadzona przez postawnego krasnoluda imieniem Deltor, jest ewenementem w skali całego H'Orrleanu. O ile samo miasto to mikstura, w której rozpuszczono dziwaczne, egzotyczne i nieprzystosowane istoty, o tyle ten bar jest koncentratem owej dziwaczności, egzotyki i nieprzystosowania. Odwiedzana przez nieludzi i artystów jest swoistą oazą inności. John pilnuje wejścia do owego azylu. Indianin towarzyszył mu podczas stróżowania. Sam, mimo że z pewnością inny od "typowych" mieszkańców (co w H'Orrleanie można uznać za typowe?), tutaj również czuł się nieswojo. Jego domeną są dzikie prerie i wąwozy, a nie miasto świateł i cieni. Obcy, który pojawił się przed drzwiami "FreaKantine", też czuł się tu nieswojo. Był spoza miasta. Ubrany jak farmer, trzymał w rękach worek pobrzękujący szkłem. Krasnolud oczywiście go nie wpuścił. Ale mały stworek nie chciał nawet wejść. Nie szukał rozrywki, tylko informacji. Abbot - bo tak się przedstawił - szukał swojego zaginionego brata i wuja. Wuj przyjechał do miasta wcześniej, przywożąc transport samogonu zamówionego u nich przez jakiegoś Sigmę. Wuj Abbota wraz z dwojgiem jego kuzynów nie wrócił z tej wyprawy, zatem ojciec Abbota wysłał dwóch swoich synów do Nowego H'Orrleanu, by go odnaleźli (najpierw jednego, dzień później drugiego). Czy wspomniałem już, że Abbot podobny był jak dwie krople wody do istoty, która poprzedniej nocy włamała się do magazynu Nygmy i zginęła? Ale koniec końców temuż Abbotowi zaoferowano nocleg w magazynie 33, kilka budynków od miejsca śmierci jego brata (ale o tym nie wiedział). o>W tym samym czasie Beauvoir odbył dwa spotkania - jedno zaplanowane, drugie zaś nie całkiem. Zacznę od tego niespodzianego. Młoda dziewczyna imieniem Janet przyszła po kapłańska poradę. Chodziło o zdradę. Jej chłopak musi mieć kogoś, skoro Janet spostrzegła na jego plecach czerwone miłosne pręgi po paznokciach. Zapytany o to odpowiedział, że przecież to ona. Ale ona nie drapie nawet w najwyższych rejestrach miłosnych uniesień. Beauvoir powiedział, że zobaczy, co loa na to powiedzą. I zapomniał o niej. Spotkanie na obiedzie z Edwardem Nygmą przebiegało w miłej atmosferze. I Nygma był kolejną osobą tego dnia, która prosiła houngana o profesjonalną pomoc. Sądził, że ktoś rzucił na niego i jego magazyn klątwę - dowodem incydenty ostatnich dni... Beauvoir znowu powiedział, że sprawdzi, co na to loa. |
|||
<o< początek | Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości bądź części tekstów bez zgody autorów zabronione. |
następna >o> |